
Ten moment odmienił moją językową historię!
Oj tak, był taki moment w moim życiu…
Mam to szczęście, że wydarzył się dość wcześnie, choć i tak późno. Miałam wtedy 17 lat…
Byłam w trzeciej klasie liceum. Przedostatniej, bo chodziłam do liceum 4-letniego. „Byłam” ostatnim rocznikiem, a potem nastała era gimnazjum, wtedy nazywanym „przechowalnią dzieci w trudnym wieku”.
Jak mi szła nauka języków?
Angielski szedł mi tak… hmmm… średnio, miałam 4, naciągane. Niemiecki- był, ale tak obok mnie. Chociaż miałam świetną nauczycielkę, to nie polubiliśmy się z „deutchem” i co zrobić?
No i wpadłam na świetny pomysł!
Tak, tak, plan z tych co się nazywają „co by tu zrobić, by być jak prąd i pójść po najniższej linii oporu”. Rachu ciachu i wymyśliłam sobie, że zdam First Certificate in English i dzięki temu zostanę zwolniona z matury! Wonderful!
Wszyscy mnie wyśmiali oczywiście, bo jak to? Ledwo coś tam dukasz i FCE? Hahaha! No ale, jak ktoś mnie zna, to wie, że jestem uparta jak osioł i jak się zawezmę, to się zawezmę. Ale czy aby na pewno sam upór wystarczy, by nauczyć się języka z marnego poziomu A2 do B2 w kilka miesięcy?
Jak chciałam osiągnąć ten cel?
Jako że skupiać się umiałam głównie na harcerskich grach, zbiórkach i planowaniu wyjazdów to stwierdziłam, że KTOŚ przecież musi mnie nauczyć, bo sama to jak to tak to? Zapisałam się na wakacyjny trzytygodniowy intensywny kurs języka angielskiego w szkole Promar International w Rzeszowie. Pięć dni w tygodniu, 4x 45 minut codziennie. Dwa bloki zajęć prowadzone były przez Polkę i nativa. Omg! Oprócz tego codzienne ćwiczenia w domu, teksty do czytania, opisy do przygotowania. Byłam załamana!
Ale to był pierwszy raz, kiedy poczułam tak wielką radość z nauki języka. Tak. Radość. Pierwszy raz, kiedy podczas lekcji uczyliśmy się, grając, bawiąc się i robiąc takie rzeczy, których w szkole nie widziałam na oczy. My na zajęciach mówiliśmy! Pozdrawiam z tego miejsca fantastyczną p. Agnieszkę Sękiewicz- Magoń i p. Donalda Trinder’a. Śmiało mogę powiedzieć, że dzięki ich podejściu, życzliwości i prostym, ale jakże angażującym sposobom zachciało mi się uczyć. Nikt mnie nie zmuszał, by później w domu czytać teksty, słuchać informacji, czy rozwiązywać ćwiczenia, bo na kolejnych zajęciach chciałam wykazać się jeszcze bardziej. Rozplątał mi się język i pojęłam niepojęte do tej pory.
Czy to, co przeżyłam ma jakąś naukową nazwę? Tak!
To była swego rodzaju IMMERSJA JĘZYKOWA. Zanurzenie. Immersja polega na tym, że otaczamy się językiem tak, jak to tylko możliwe, stosując do tego dostępne źródła języka obcego jak filmy, seriale, muzyka, dialogi, książki, radio, podcasty, social media, rozmowy z obcokrajowcami lub z innymi użytkownikami danego języka tudzież z samym sobą.
Wtedy jeszcze nie było komputerów, tzn były, ale nie były powszechne. Telefony bez internetu, takie z guziolami wielkimi Nokie, ale ja taki miałam chyba dopiero po skończeniu liceum. Na ulicach stały budki telefoniczne! To był rok 2003. Dziś immersja językowa mogłaby wyglądać inaczej, gdyby do tego dodać możliwości, jakie daje Internet.
Do sedna! Czy zdałam ten egzamin?
Czy zdałam ten egzamin i wyzbyłam się jednego przedmiotu maturalnego? No ba. Pewnie, że tak! Ale ja sobie to zaplanowałam! Bo plan jest pierwszym krokiem do osiągnięcia sukcesu!
A Ty? Jaki masz plan, żeby się nauczyć tego języka, o którym marzysz od tak dawna? Napisz o tym w komentarzu!
Agnieszka Bury
_______________________________________________________
#hiszpanski #levelup #hiszpania #naukahiszpanskiego #spanishclasses #naukaonline #jezykhiszpanski #hiszpanskieslowka #hiszpanskionline #español #metodynauczania #jezyki #jezykobcy #instagram #motywacja #skutecznanauka #efektywnanauka #jaksieuczyc #socialmedia #edukacja #matura #rozwoj #english #francuski #wloski #niemiecki #rosyjski #angielski #espanolonline

